Dariusz Kaliński. fot.FORTEPAN / Berkó Pál/CC BY-SA 3.0 Czy Wojsko Polskie naprawdę było w 1939 roku aż tak przestarzałe? W 1939 roku walcząca w obronie kraju polska armia poniosła sromotną klęskę. Przez lata utrzymywano, że jedną głównych przyczyn porażki, oprócz przewagi liczebnej przeciwnika, było jej techniczne zacofanie. AWP przenoszono 16 lipca 10. DP, powinna mieć wówczas na stanie 11 714 granatów odłamkowych, a miała zaledwie 0,27 j.o. Jednym z nielicznych oddziałów lepiej zaopatrzonych w amunicję była, nie biorąca udziału w działaniach wojennych, 13. DP, która w chwili włączenia jej do składu 1. AWP, 22 sierpnia, miała 3700 granatów F-1 i W Wojsku Polskim jednostki wyposażone w systemy Gladius są zorganizowane w Bateryjne moduły bezzałogowych systemów poszukiwawczo-uderzeniowych Gladius. W skład bateryjnego modułu wchodzą wyrzutnie dronów, wozy dowodzenia, wozy do przewozu dronów i wozy obsługi technicznej oraz zapas uderzeniowych bezzałogowych statków powietrznych cash. Naukowcy z Politechniki Łódzkiej skonstruowali model robota przydatnego np. dla potrzeb zwiadu wojskowego i mogącego służyć do wykrywania min. Dzięki funkcjom autonomicznym robot może wykonywać sam proste twórcy liczą, że za kilka lat znajdzie on zastosowanie w polskim mobilny pola walki został skonstruowany w ramach projektu rozwojowego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego przez konsorcjum, w skład którego wchodzą Katedra Informatyki Stosowanej Politechniki Łódzkiej oraz firma Prexer. Budżet projektu wynosił 5,5 mln podkreślił kierownik katedry prof. Dominik Sankowski wykonane systemy wizyjne oraz sterowania robotem są całkowicie nowatorskim dziełem Katedry Informatyki Stosowanej łódzkiej uczelni, a w dziedzinie autonomicznego sterowania robotem opracowane algorytmy dorównują światowym rozwiązaniom. Prace nad projektem trwały trzy jego twórców robot mógłby być wykorzystywany w wojsku do wykrywania min i dla potrzeb zwiadu, ale także mógłby znaleźć zastosowanie np. w diagnostyce wielkogabarytowych instalacji przemysłowych i chemicznych do wykrywania pęknięć i wad przekonuje Maciej Łaski z Katedry Informatyki Stosowanej Politechniki Łódzkiej, dzięki funkcjom autonomicznym robot może wykonywać sam proste Tak naprawdę uwalniamy operatora od wykonywania prostych operacji, które robot może wykonać sam. Jeżeli wypakujemy robota z samochodu i chcemy, żeby dojechał w pewne miejsce, nie musimy sterować go za pomocą joysticka, ale możemy wskazać mu cel. System nawigacji satelitarnej czy też czujniki - skanery laserowe, żyroskopy - pozwalają, żeby ten robot dojechał do celu omijając przeszkody, a saper czy operator ma wtedy wolne ręce - wyjaśnił w rozmowie z PAP może wykrywać i oznaczać miny na określonym W momencie kiedy wykryje minę, robot zatrzymuje się przy niej, może ją oznaczyć jakąś farbą - taki projekt jest w planach - wysyła też pozycję GPS-ową do konsoli operatora, który dzięki temu wie, w którym miejscu znajduje się mina. GPS-y działają z centymetrową dokładnością - na poligonie wykazały, że zasięg robota wynosi obecnie ok. 1 km. Dzięki systemowi kamer - termowizyjnych, noktowizyjnych - lub oświetlaczy, mógłby być on także wykorzystywany do celów zwiadu wojskowego. Robot mógłby też - przy użyciu tomografii pojemnościowej - wykrywać miny niemetalowe, które są wyjątkowo trudne do Tak naprawdę możliwości są nieograniczone i to użytkownik końcowy może nam powiedzieć, czego konkretnie oczekuje od robota, a my potrafimy to zrealizować. Każdy moduł możemy odpiąć, nie zaburzając działania całego systemu - zaznaczył Łaski. Przyznał jednak, że przed konstruktorami jeszcze wiele pracy, żeby te wszystkie możliwości wdrożyć w razie trudno określić, ile mógłby kosztować robot, jego twórcy szacują, że może to być ok. 100 tys. firmy Prexer Stanisław Kwiatkowski przyznał, że przedstawiciele wojska oglądali już model tego robota, ale ostrożnie szacuje szanse na wdrożenie projektu do Trudno przewidzieć, czy to zainteresowanie przełoży się na konkretne propozycje i zamówienia. Zgodnie z procedurami armia powinna sformułować założenia taktyczno-techniczne, a później kolejnym etapem byłoby wykonanie prototypu robota i poddanie go badaniom, które miałyby potwierdzić jego przydatność dla wojska - zauważył jego ocenie, jeżeli urządzenie znalazłoby się w wojsku za trzy lata, "to uznałby to za sukces".- Jest to trudna i kosztowna droga - zastrzegł prezes Prexera. Wyrzutnia rakietowa BM-21 Grad Fot. Kapitel BM-21 Grad (ros. БМ-21 „Град”) – radziecka polowa samobieżna wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa skonstruowana w latach 60. Przeznaczona dla artylerii dywizyjnej. Jeden z najszerzej używanych systemów tego rodzaju na świecie, także w Polsce. BM-21 w czasie radzieckiej interwencji w Afganistanie Od 1957 r. w tulskim NII-147 (Instytut Naukowo-Badawczy nr 147, kierowanym przez Ganiczewa, rozpoczęto prace nad artyleryjskimi wyrzutniami rakietowymi. NII-147 został przemianowany w 1966 r. na Tulski GosNITToczMasz (Państwowy Instytut Naukowo-Badawczy Przemysłu Precyzyjnego), a w 1992 r. na GNPP (Państwowe Przedsiębiorstwo Naukowo-Produkcyjne) Spław. Jego pierwszym opracowaniem, realizowanym na polecenie Rady Ministrów ZSRR z r. był system BM-21 ”Grad” z pociskami M-21OF. Rakiety miały rekordowo duże wydłużenie- ponad 23, dzięki czemu przy zachowaniu niewielkiego kalibru można było zabudować silnik prochowy o dużej długości i osiągnąć znaczny zasięg. Technologia produkcji opierała się głębokim tłoczeniu i przeciąganiu, czyli technologiach, stosowanych dotąd do wytwarzania łusek artyleryjskich. Dla uzyskania zadowalającej celności pociski były stabilizowane za pomocą niewielkich, rozkładanych po ztarcie stateczników oraz dodatkowo obrotowo. Dzięki niewielkiemu kalibrowi rakiet w SKB-203 zaprojektowano małą rozmiarami wyrzutnię, złożoną aż z 40 trzymetrowych prowadnic, co zapewniło dużą siłę ognia. Uzyskano nadzwyczajną prostotę konstrukcji wyrzutni, która może obracać się w zakresie 102° w lewo i 70° w prawo dla nadania pociskom właściwego kierunku, niezależnie od ustawienia samochodu. BM-21 instalowano na najnowszych wówczas samochodach terenowych Urał-375. Po raz pierwszy została zaprezentowana publicznie na defiladzie w Moskwie w listopadzie 1964 r. Wyrzutnie BM-21 weszły w skład dywizyjnych pułków artylerii w ilości co najmniej jednej sześciowyrzutniowej baterii, w której było też 6 samochodów transportowych 9F37 na podwoziu Urał-375, z których każdy przewoził 40 pocisków na stelażach. Zadaniem baterii miało być wspieranie działań zaczepnych przez rażenie celów powierzchniowych- stanowisk artylerii, rejonów obrony itd. W obronie BM-21 miały służyć do stawiania zapór ogniowych, utrudniać przeciwnikowi manewr siłami itd. Artyleryjskie wyrzutnie rakietowe były traktowane w ZSRR jako substytut taktycznej broni jądrowej- niezbyt celne i mało skuteczne wobec czołgów, ale dysponujące dużą siłą rażenia siły żywej i obiektów. Dla dywizji pancernych przewidywano wersję BM-21 o trakcji gąsienicowej, ale brak odpowiedniego nośnika opóźnił budowę prototypu. Dla wojsk powietrzno-desantowych opracowano w 1967 r. wyrzutnię ”Grad-W” na podwoziu samochodu terenowego GAZ-66. Jest ona odpowiednio mniejsza- ma tylko dwa rzędy po 6 prowadnic, ale może strzelać pociskami takimi samymi, jak BM-21. Jej zaletą jest możliwość desantowania na standardowej palecie spadochronowej i duża ruchliwość w terenie. Dla zapewnienia odpowiednich kątów ostrzału, stateczności podczas prowadzania ognia i niewielkich wymiarów w położeniu marszowym zastosowano złożony układ kinematyczny ramy wyrzutni. W położeniu transportowym jest ona skierowana wylotami prowadnic do tyłu, a do strzelania jest wysuwana na długiej ramie poza obrys podwozia. Dla ustatecznienia samochód posiada z tyłu dwa składane wsporniki talerzowe. Alternatywnym rozwiązaniem było rozmieszczenie takiej samej wyrzutni na gąsienicowym BTR-D, ale nie zyskało ono aprobaty. Widoczny panel obsługi wyrzutni BM-21 W 1974 r. został przyjęty na uzbrojenie Armii Radzieckiej artyleryjski system rakietowy dla szczebla pułku ”Grad-1”. Różni się on konstrukcyjnie od BM-21 i posiada 36 rzędów prowadnic. W położeniu transportowym wyloty rur są skierowane do tyłu, a przed otwarciem ognia platforma wyrzutni jest przesuwana o prawie metr do tyłu wraz z błotnikami kół i wraz z nimi obraca się na boki w zakresie po 35o. Dla wyrzutni ”Grad-1” opracowano nowe rakiety OF21-1 i 9M28F o zmniejszonym do ok. 15 km zasięgu, ale z większą częścią bojową. Z czasem skonstruowano też pociski zapalające- 9M28S i dymne- 9M28D oraz 9M28K (z minami przeciwpancernymi PTM-3). Zastosowanie mniejszego samochodu było podyktowane chęcią standaryzacji nośników w Armii Radzieckiej, do czego zresztą nigdy nie doszło. W 1976 r. wyrzutnię ”Grad-1” w wersji 9P139 zainstalowano na kadłubie MT-LB, a dokładniej maszyny, będącej bazą samobieżnej haubicy 2S1. Wyrzutnia była pływająca i przewoziła w kadłubie drugą jednostkę ognia. Jej próby zakończyły się pomyślnie, ale produkcji seryjnej nie podjęto wychodząc z założenia, że nawet pułkowe ”Grady” działają z drugiej linii i nie muszą być opancerzone, a koszt produkcji i eksploatacji wersji gąsienicowej jest znacznie większy niż kołowej. Mało znaną wersją jest wyrzutnia partyzancka ”Grad-P” (oznaczenie wyrzutni 9P132) produkowana od 1965 r. początkową dla Vitcongu, a potem i dla innych odbiorców. Była to wyrzutnia trójnożna, jednoprowadnicowa nadająca się do transportu w jukach zwierząt pociągowych, na wietnamskich rowerach, a nawet na plecach bojowników. Do strzelania używano pocisków 9M22 o zmniejszonej do 46 kg masie i zasięgu 11 km. Wyrzutnia 9P132 posiada lufę o długości ok. 2 m i masę 35 kg. Brak bliższych danych. Znacznie później powstała przenośna i również jednoprowadnicowa wyrzutnia 9K510, przeznaczona do odpalania pocisków oświetlających 9M42 ”Iluminacja” o masie 27 kg na odległość 1-5 km lub rakiet 9M43 z ładunkami dymnymi. Już w latach 1970-tych w ZSRR rozpoczęto prace nad modernizacją ”Grada”, zmierzające w pierwszej kolejności do zwiększenia efektywności rażenia różnorodnych celów poprzez wprowadzenie nowych typów pocisków rakietowych: – 9M22– odłamkowo-burzące z zapalnikiem MRW o sile rażenia prawie dwukrotnie większej od starszych rakiet kal. 140 mm, – 9M23 ”Lejka”– chemiczne z 3 kg bojowych środków toksycznych oraz wysokościowym zapalnikiem, detonującym 1,5 kg TNT na wysokości 1-30 m nad celem, – 9M22S– zapalające, wprowadzone w 1971 r., potem ich odmianę z wymuszonym formowaniem 180 ognisk zapalnych, – w połowie lat 1970-tych wprowadzono pociski odłamkowe z wymuszoną fragmentacją, – 9M22K ”Ukraszenie”– kasetowe, mieszczące 3 miny przeciwczołgowe typu PTM-3 o masie 5 kg każda i czasie samolikwidacji 16-24 h, – 9M16 ”Prozaik”– kasetowe, mieszczące 5 min przeciwpiechotnych o masie 1,7 kg każda i czasie samolikwidacji 4-100 h. Miny posiadają wyjątkowe zapalniki kontaktowe w postaci czterech 10-metrowych sznurów, rozrzucanych pirotechnicznie wokół ustawionej miny, – zawierających 36 ładunków kumulacyjno-odłamkowych, – dymnych, których salwa formuje na czas co najmniej 6 minut zasłonę o szerokości 1 km, – oświetlających, – agitacyjnych, rozrzucające ulotki. W latach 1970-tych w ZSRR i innych państwach Układu Warszawskiego rozpoczęto prace nad modernizacją ”Grada” poprzez zmianę nośnika wyrzutni, który stanowił prostą adaptację standardowego terenowego (6×6) samochodu ciężarowego średniej ładowności Urał-375D, co niosło za sobą wiele ograniczeń. Najbardziej znanym reprezentantem tego ostatniego nurtu są, opracowane w Czechosłowacji, wyrzutnie RM vz. 70/RM vz. 70/85, wykorzystujące podwozia ciężkich terenowych (8×8) samochodów ciężarowych Tatra T-813 i T-815. W ZSRR opracowano nową wyrzutnię 9A51 na podwoziu nowego nośnika- Urał 4320. Zwiększono nieco długość prowadnic i powiększono ich ilość do 50. Wyrzutnia jest zaopatrzona w układ zdalnego zadawania kąta podniesienia i kierunku, zastosowano elektroniczny układ nastawiania zapalników pocisków z kabiny w chwili odpalenia z elementami wykonawczymi na wylotach prowadnic. Wszystko to spowodowało dwukrotne skrócenie czasu przygotowania do otwarcia ognia. Skrócono także czas przeładowania wyrzutni z pojazdu transportowo-załadowczego 9T232M, na bazie Urała-4320, który przewozi 50 pocisków. Próby fabryczne nowego systemu zakończyły się w 1982 r., produkcję pod nazwą 9K53 ”Prima” podjęto w 1987 r. System został przystosowany do zautomatyzowanej transmisji danych do strzelań, autonomicznego topodowiązania itp. Wprowadzone zmiany doprowadziły do znacznego zwiększenia efektywności wyrzutni- dla wykonania takich samych zadań ogniowych trzeba od 5 do 10 razy mniej pojazdów systemu ”Prima” niż ”Grad”, a czas ich przebywania na stanowiskach ogniowych jest czterokrotnie krótszy. Szereg udoskonaleń zastosowanych w ”Primie” było oferowanych jako pakiet modernizacyjny dla wyrzutni BM-21. Każda wyrzutnia może otrzymać miniaturowy blok kierowania ogniem, układ nawigacji bezwadnościowej i satelitarnej oraz łącza danych. Możliwe jest dzięki niemu naprowadzanie wyrzutni na cel bez opuszczania kabiny. Załoga wyrzutni została zmniejszona do 2 żołnierzy. Czas osiągania gotowości ogniowej skrócono o połowę. Dla baterii i dywizjonów opracowano skonteneryzowane stanowisko dowodzenia i łączności Kapustnik-BG, które można zainstalować na dowolnym pojeździe. We współpracy z nim baterie może otworzyć ogień już w minutę po zajęciu stanowisk. Dla wyrzutni ”Prima” opracowano nowe pociski rakietowe: 9M53– zastosowano w nich oddzielającą się część bojową ze spadochronem hamującym, dzięki czemu niezależnie od odległości strzelania głowica opada na cel prawie pionowo, co zwiększa jej skuteczność. Opracowano nowe głowice kasetowe z 45 podpociskami kumulacyjno-odłamkowymi oraz głowice z ładunkiem paliwowo-powietrznym. Są też oferowane głowice, zawierające dwa samonaprowadzające się podpociski kumulacyjne MSBE. Zostały opracowane nowe silniki rakietowe, które umożliwiają zwiększenie zasięgu pocisków do 33 km. W 1997 r. zaproponowano silniki, gwarantujące zasięg 36 km, a w październiku 1998 r. przeprowadzono strzelania rakietami o zasięgu 40 km, ”Ugroza-1”– kierowane laserowo, umożliwiają zwalczanie celów punktowych, – naprowadzane laserowo pociski dla wyrzutni ”Grad” planowała produkować niemiecka firma Diehl. Miały mieć układ żyroskopowej stabilizacji, sterujące powierzchnie aerodynamiczne z przodu oraz trzyczęściową głowicę: kumulacyjno-penetrująco-odłamkową, a cele miały być wskazywane przez wysuniętych obserwatorów, 9M519 ”Lilia-2”– opracowany we współpracy radziecko-bułgarskiej, przenosił nadajnik zakłóceń radiowych. Zarywa się on w ziemię i przez co najmniej godzinę emituje zakłócenia w zakresie od 1,5 do 120 MHz, uniemożliwiające działanie łączności radiowej i zakłócające częściowo nawet połączenia przewodowe. Pocisk z głowicą ważącą 18,4 kg ma zasięg ograniczony do 18 km, testowano prototyp wersji z wydłużonym silnikiem o donośności 34 km, – w końcu lat 1990-tych ujawniono pocisk, opracowany w ośrodku badań jądrowych Arzamas-16, który jest konwencjonalną wersją źródeł silnego impulsu elektromagnetycznego, będącego dotąd skutkiem ubocznym (ale bardzo istotnym z militarnego punktu widzenia) eksplozji atomowych. Impuls jest w stanie czasowo lub trwale uszkodzić praktycznie wszystkie urządzenia elektroniczne: systemy celownicze, radiolokacyjne i procesory. W części bojowej rakiet kal. 122 mm mieści się stosunkowo silny generator. W końcu lat 1990-tych ujawniono projekt nowej wyrzutni: zastąpiono w niej blok blok prowadnic rurowych nową konstrukcją modułową, złożoną z ramy i dwóch bloków po 20 prowadnic, umieszczanych na ramie w stanie załadowanym. Bloki te ważą po 1,7 t. wraz z rakietami. Ich montaż za pomocą dźwigu zajmuje tylko ok. 5 minut. Po oddaniu salwy mogą być zdjęte z wyrzutni i zastąpione nowymi lub przeładowane ręcznie. Po rozpadzie ZSRR prace i rad modernizacją BM-21 podjęto i w byłych republikach. Na Ukrainie była podobno testowana wyrzutnia na podwoziu samochodu KrAZ. W 1997 r. została ujawniona wersja białoruska- BM-21A. Jej bazą jest ciężarówka MAZ-6317, na której wydłużonej ramie mieści się nie tylko blok prowadnic, ale i stelaż z drugą jednostką ognia, ulokowany między kabiną kierowcy a wyrzutnią. Wyrzutnie rakietowe BM-21 zdobyły ogromną popularność. Znalazły się w wyposażeniu wojsk państw byłego Układu Warszawskiego oraz państw trzeciego świata. W końcu lat 1990-tych Rosjanie szacowali, że poza granicami ich kraju, w prawie 50 armiach, było użytkowanych ponad 5000 wyrzutni tego typu. Były one produkowane na podstawie licencji w Czechosłowacji, Jugosławii, Rumunii i Egipcie, a bezlicencyjne kopie powstały w Chinach (typ 81), Iraku i Korei Północnej. W Polsce. Artyleryjskie wyrzutnie rakietowe BM-21 ”Grad” znalazły się w uzbrojeniu dywizjonów artylerii rakietowej pułków i brygad artylerii Wojska Polskiego w latach 1960-tych. Na początku lat 1990-tych znajdowało się w Polsce 228 wyrzutni BM-21 i 30 wyrzutni RM vz. 70/85. Natomiast w 2007 r. było 227 systemów ”Grad”. Mimo podejmowanych prób unowocześnienia, wyrzutnia BM-21 w coraz większym stopniu przestawała odpowiadać wymaganiom pola walki. Na początku lat 1990-tych dostrzeżono ten problem także w Polsce. Zakładano modernizację wyrzutni BM-21 polegającą na zmianie podwozia i wprowadzeniu nowych rodzajów amunicji oraz Systemu Kierowania Ogniem. W perspektywie przewidywano również pozyskanie nowych wyrzutni typu MLRS. W 1999 r. uruchomiony został projekt modernizacji wyrzutni BM-21, oznaczonej BM-21M. W latach 1990-tych opracowano w Wojskowym Instytucie Technicznym Uzbrojenia głowicę kasetową do rakiety M-21. W II połowie lat 1990-tych firma Tłocznia Metali Pressta razem z francuską firmą Celerg opracowały wersję pocisku M-21 o zwiększonej donośności. Pierwsze próby poligonowe nowych rakiet, które nazwano ”Feniks”, odbyły się latem 1998 r. Produkcja seryjna została uruchomiona w Fabryce Produkcji Specjalnej Sp z (powstała na bazie firmy Pressta) w 2003 r. Na bazie rakiety M-21 opracowany został w ITWL imitator celu powietrznego ICP “Koliber”. Dane techniczne pocisków: Typ Rok przyjecia na uzbrojenie Długość Masa pocisku Masa części bojowej Masa ładunku wybuchowego Zasięg [m] [kg] [kg] [kg] [km] 9M22 1962 2,87 66 18,4 6,4 20 9M28F 1974 1,93 56,5 21 6,4 15 9M22K 1981 3,02 57,7 22,8 głowica kasetowa 13,4 9M16 1981 3,02 56,4 21,6 głowica kasetowa 13,4 9M53F 1990 3,037 70 26 33 9M53K 1990 3,037 65,5 25 głowica kasetowa 32 9M519 1998 2,85 59 18,4 głowica zakłócająca 34 Konstrukcja wyrzutni BM-21: Kaliber- 122 mm. Obsługa- 4 żołnierzy. Wyrzutnia zawiera 40 prowadnic rurowych zamontowanych na tylnej części podwozia samochodu URAŁ-375D (6×6). Prowadnice (rozmieszczone w czterech rzędach po dziesięć) tworzą, prostopadłościenny pakiet który wraz z kołyską zainstalowano wahadłowo w łożu. Łoże osadzono obrotowo na podstawie mocowane) do ramy pojazdu. Przewód każdej prowadnicy ma bruzdę (wytłoczoną według linii śrubowej), z którą współpracuje występ prowadzący pocisku podczas ruchu pocisku w prowadnicy W wyniku tego pocisk uzyskuje niewielką prędkość kątową zmniejszająca wpływ wiatru bocznego na tor lotu pocisku. Z lewej strony wyrzutni umieszczono pulpit sterowania napędami naprowadzania prowadnic oraz przyrządy celownicze zawierające celownik mechaniczny i kątomierz działowy. Wyposażenie dodatkowe wyrzutni stanowi radiostacja R-108M. Wyrzutnia umożliwia prowadzenie ognie pojedynczego lub salwami o regulowanej liczbie pocisków, zarówno z kabiny pojazdu jak i zdalnie, z odległości do 60 m od wyrzutni. Odpalanie pocisków: elektryczne, może być sterowane rocznie lub automatycznie. Naprowadzanie prowadnic w obu płaszczyznach elektryczne lub ręczne. Państwo ZSRR/Rosja Producent Przedsiębiorstwo Badawczo-Produkcyjne “SPLAW” Typ pojazdu samobieżna wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa Trakcja Kołowa Załoga 3 Historia Produkcja 1963 – obecnie Dane techniczne Długość m Szerokość m Wysokość m Masa ton Osiągi Prędkość 75 km/h Zasięg 405 Dane operacyjne Źródło [1] Kiński A. ”Pierwsza Langusta przekazana”. Nowa Technika Wojskowa nr 4/2007. [2] ”Historia, osiągnięcia i perspektywy rozwojowe Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia”. Nowa Technika Wojskowa nr 7/1998. [3] Cieślak J. ”Polskie kutry rakietowe projektu 205 (typu OSA-I)”. Nowa Technika Wojskowa nr 10/1994. [4] Kiński A. ”FPS Bolechowo. Jak Feniks z popiołów”. Nowa Technika Wojskowa nr 4/2008. [5] Ciepliński A., Woźniak R. ”BM-21”. Nowa Technika Wojskowa nr 5/1993. [6] Szulc T. ”Następcy Katiuszy”. Nowa Technika Wojskowa nr 6 i 8/1999. Detale Fotografie Vitaly Kuzmin BM-27 Uragan BM-27 Uragan (ros. БМ-27 Ураган kod GRAU 9K57) – radziecki system artylerii rakietowej, produkowany przez zakłady Spław z Tuły. W Czytaj dalej... T-55 Czołg średni T-55/T-55A Czołg średni T-55A Opracowanie czołgu średnim T-54 było znaczącym sukcesem radzieckich konstruktorów i przemysłu. Był prosty, bardzo Czytaj dalej... GAZ-3937 Wodnik ГАЗ-39371 Водник (GAZ-39371 Wodnik) fot. Vitaly Kuzmin GAZ-3937 Wodnik – rosyjski wielozadaniowy pojazd amfibijny, samochód terenowy Czytaj dalej... 2S9 Nona 2S9 Nona (SAO-120) – radziecki moździerz samobieżny zbudowany na podwoziu transportera opancerzonego BTR-D. Przeznaczony dla wojsk powietrznodesantowych. Historia W 1979 Czytaj dalej... Rozkaz to nie gazeta – nie do czytania, a do wykonania. To jedna z najważniejszych zasada w wojsku. 10 lat temu w Polsce zakończył się pobór powszechny. Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w lipcu 2008 r. Od 2009 r. polska armia ma być zawodowa. W tym roku odbywa się więc ostatni zaciąg powszechny. Reporterzy „Polityki” towarzyszyli kilku poborowym. Z 237 poborowych, którzy w maju trafili do 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej, większość pochodzi z łapanki. Łapankę prowadziły wojskowe komendy uzupełnienia w bardzo trudnych warunkach pełnego rozprężenia dyscypliny poboru. Skoro minister Bogdan Klich ogłosił radosną wieść, że wojsko przechodzi na zawodowstwo, nie można się dziwić, że tysiące poborowych, którzy mieli w tym roku trafić do armii, uznało to za ogłoszenie amnestii. – Takie gadanie nigdy nie wychodzi wojsku na zdrowie – mówią w WKU. Ci, którzy dali się złapać na ostatnie wcielenie, czują się jak partyzanci schwytani w ostatnim dniu wojny. Jest w nich gorycz porażki. Bo gdyby z miesiąc lub dwa przetrwali jeszcze w ukryciu, to by ich w wojsku w ogóle nie było. Ale też jest poczucie obowiązku: – Skoro daliśmy się złapać, chcemy to odsłużyć do końca – mówi Andrzej Kasprzak w imieniu całej kompanii, choć to nie jego sprawa, bo on zgłosił się na ochotnika i chce w armii zostać na dłużej. Za murami jednostki JW 1248 poborowi zracjonalizowali sobie już własne położenie. – Przecież pobór jest tylko zawieszony, a nie zlikwidowany – mówi szeregowy Kasprzak. Więc na kompanii jeden drugiego przekonuje, że gdy tylko pobory odwieszą, to ci, którzy teraz przyszli, będą malować gołe baby na chustach rezerwistów, a ci, co się migali, będą musieli dopiero swoje odsłużyć. – Chciałbym zobaczyć wtedy minę tych, którzy się dziś z nas śmieją – dodaje szeregowy. Jeszcze cyfra trochę duża, ale idzie w dół jak burza Andrzej Kasprzak był jednym z trzech poborowych, których w kwietniu, tuż przed wcieleniem, pomogło reporterom „Polityki” odnaleźć WKU Warszawa-Śródmieście. Bo w dużych miastach poborowych jest jak na lekarstwo. W innych komendach uzupełnień informowano, że łatwiej trafić w totka niż na chłopaka z kartą powołania do wojska. Z tej cudem znalezionej trójki 22-letni Ernest G., który miał zostać wojskowym specjalistą od łączności w Zegrzu, od razu powiedział, że żadnych wywiadów prasowych nie będzie. Zabroniła mu tego dziewczyna. 24-letni Łukasz T., który miał być wojskowym kierowcą w Ostródzie, był bardziej chętny. Chciał nawet mieć zdjęcie, ale tak, by mu nie było widać twarzy. I całkiem anonimowo był gotów powiedzieć, że nie jest szczęśliwy z powołania. Anonimowo, bo nie chce wśród chłopaków uchodzić za jelenia, który dał się wcielić. Co innego 23-letni Andrzej Kasprzak, absolwent technikum samochodowego w Warszawie, któremu powinęła się noga na studiach i sam zgłosił się do WKU. Powiedział, że chce zrobić kurs zawodowego kierowcy. I jest mu obojętne, gdzie potem trafi. Więc trafił do jednostki 220 km od Warszawy. – Ja wiem, że wojsko się w życiu przydaje – mówi. Co dzień musztra i zaprawa prze... w wojsku sprawa Z żołnierzem jest jak z dzieckiem, bo wszystkiego go trzeba nauczyć. Z tą różnicą, że chodzić i mówić musi się nauczyć w 21 dni (nie licząc sobót i niedziel). Kpt. Marcin Moszyński z 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej mówi, że naukę chodzenia zaczyna się zawsze od ćwiczeń indywidualnych, by wyrobić w żołnierzach nawyk odpowiedniego układania nóg względem podłoża i prawidłowego tempa. Wzorowy marsz odbywa się w tempie ok. 116 kroków na minutę. Stopy powinny unosić się 10 cm nad ziemię i opadać sprężyście. Długość kroku nie powinna przekraczać 80 cm. Gdy żołnierz już to opanuje, uczy się chodzić czwórkami, tak by nie ścinać zakrętów. Najwyższym wtajemniczeniem jest marsz pododdziału tak, by jednocześnie wszystkie nogi unosiły się w górę i jednocześnie opadały, a wzrok był skierowany do przodu, nawet na zakrętach. – To wymaga czasu – mówi kpt. Moszyński. Więc żołnierze chodzą zwykle wokół placu cztery godziny dziennie. Dwie rano i dwie po południu. Choć przed samą przysięgą może się to zwiększyć. Znacznie łatwiej nauczyć ich mówić po wojskowemu, ponieważ nie różni się to zbytnio od zwykłego mówienia. Trzeba pamiętać tylko o pewnych zasadach. Że żołnierze zwracają się do siebie per pan i zawsze podają stopień. (Chyba że chodzi o kapelanów, wtedy używa się np. formy księże kapitanie). Gdy przełożeni mówią: Czołem, podwładni odpowiadają: Czołem. Gdy pytają, odpowiada się: Tak. Wiem. Zrozumiałem. Młodzi żołnierze przyznają, że początkowo irytuje ich ciągłe opowiadanie każdemu, co robią, po co przychodzą i jak się nazywają, czyli meldowanie. Perfekcyjnie wykonany meldunek, zgodnie z regulaminem, składa się ze zwrotu grzecznościowego, stopnia wojskowego przełożonego, stopnia meldującego się, nazwiska i czynności wykonywanej meldującego albo celu przybycia. – Wszystkiego ich trzeba nauczyć – mówi ppłk Leszek Karpiński. – Jeśli żołnierz nie umie posłać łóżka, bo mu w domu babcia słała, to nam tu ręce opadają. Wojsko jest po to, żeby nauczyć samodzielności i wytrwałości. Młodzi żołnierze dowiadują się, jak dojechać do rodzinnej wioski pociągiem i jaka jest różnica między pisuarem a klozetem. Wojsko uczy też dyscypliny i porządku. Nie wszystko można zapisać w szczegółowych regulaminach. Chociażby to, że szafka każdego z 48 tys. żołnierzy służby zasadniczej musi wyglądać tak samo. Że zawsze z lewej jest szczoteczka do zębów, a z prawej mydło. I że trampki stoją z przodu łóżka, za nimi laczki i buty wojskowe. I zawsze w tej samej kolejności. Że rękawy w mundurze zawija się zawsze na trzy razy. I że są tylko dwie najważniejsze zasady, które trzeba sobie w wojsku przyswoić: W wojsku może być nasrane, byle posprzątane i polakierowane. Rozkaz to nie gazeta – nie do czytania, a do wykonania. Żeby w życiu dupą nie być, trzeba najpierw wojsko przeżyć Choć fora internetowe są pełne dobrych rad, jak uniknąć wojska, trzeba przyznać, że większość z nich jest całkiem bez sensu. Naprawdę trudno będzie uniknąć wojska, nosząc w tyłku piłkę pingpongową. W jednostce nikt tam nie zajrzy, bo zwykle kadra nie sprawdza, czy ktoś jest gejem. Nie zwalnia od wojska wrastający paznokieć, kredyt hipoteczny, wytatuowana na ramieniu belka ani gwiazdka. Nawet samookaleczenie, od klatki piersiowej po biceps (chyba że wzmocnione dokumentacją ze szpitala psychiatrycznego). Ani wyrok za zniszczenie samochodu. Wiadomo, że powołanie spada podstępnie i nieoczekiwanie jak niechciana ciąża. Bartosza Łukasiaka WKU Mokotów precyzyjnie namierzyło w 3 tygodnie po przerwaniu przez niego studiów. – Nawet nie wiedziałem, że to ostatni pobór – melduje szeregowy Łukasiak, który 8 maja stawił się w 10 Warszawskim Pułku Samochodowym. Ppłk Karpiński mówi jednak, że dla wielu wojsko jest miejscem, gdzie mogą się spełnić ich aspiracje. Daje możliwość kariery i rozpoczęcia nowego życia. To szansa dla ludzi z terenów ogarniętych bezrobociem, małych miasteczek, wsi. Kilka lat temu to właśnie poborowi z prowincji zabiegali w lokalnych WKU, by wcielić ich jak najszybciej. Pytali o mieszkania i wysokość zarobków. Trzy czwarte wcielonych w maju do jednostki w Bartoszycach pochodzi ze wsi. Tam nadal uważa się, że chłopiec w wojsku staje się prawdziwym mężczyzną, a służba wojskowa jest wspaniałym sprawdzianem. – Trafił kiedyś do mnie żołnierz, który zataił na komisji, że kończył szkołę specjalną – wspomina ppłk Karpiński. – Dla niego wojsko i wizyta w rodzinnej wiosce w mundurze były sprawą prestiżu. Gdy się tam kiedyś pojawił na przepustce, przestali go traktować jak półgłówka. Płk Zbigniew Domański, szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Zielonej Górze, odpowiedzialny za rekrutację żołnierzy w województwie lubuskim, nie jest specjalnie oryginalny, gdy powtarza przyszłym rekrutom, że wojsko to szkoła życia. Dwudziestoletnich chłopaków nie przekonuje wcale, gdy mówi im, że dopiero po 9 miesiącach w koszarach przestaną się trzymać spódnicy mamy. Dziś potrzeba zupełnie innych narzędzi. Wystarczy powiedzieć poborowemu, że może mieć trudności z otrzymaniem kredytu z powodu nieuregulowanego stosunku do służby wojskowej. To działa. Płk Domański przyznaje, że drgnęło, bo wojsko, by przyciągnąć do siebie, chwyciło się nowoczesnych narzędzi marketingowych. W całym Lubuskiem jest już po wielkiej akcji promocyjnej – zostań zawodowym szeregowym. Były plakaty, pogadanki, spotkania z żołnierzami. – Nie jesteśmy Rosją i nie wszyscy muszą iść do wojska – mówi pułkownik. – Mogą się odwoływać, a nam nie zależy, by z niewolnika robić pracownika. Mundur czysty, głupia mina, poznaj Matko swego syna Szeregowego Kasprzaka rodzice podwieźli do Bartoszyc i zostawili pod figurą brykającego konia 6 maja. Gdy się obejrzał za siebie, mama miała łzy w oczach. Poborowy, po przekroczeniu biura przepustek, może się czuć jak Ford T w produkcji taśmowej. Proces obróbki rozpoczyna się przy transparencie „Serdecznie witamy poborowych”, a kończy się na wskazaniu łóżka, czyli wozu, w izbie żołnierskiej, gdzie wszyscy wyglądają już prawie tak samo. W międzyczasie bowiem poborowy traci włosy, bieliznę i poczucie odrębności. W punkcie ewidencyjnym warto pochwalić się wykształceniem, dentyście zdrowymi zębami, a pani psycholog opowiedzieć o problemach z życiem wewnętrznym. Najważniejszą rozmowę przeprowadzi dowódca kompanii. Kpt. Muszyńskiemu mówi, że pierwsze dni są najważniejsze. Bo młody żołnierz się otwiera, gdy się go grzecznie pyta. Choć wytyczne departamentu MON są dość drobiazgowe, a szczegółowe pytania dokładnie określone, kpt. Muszyński stara się taką rozmowę prowadzić po ludzku, a nie po wojskowemu. Pyta delikatnie i konsekwentnie wyciąga: patologie w rodzinie, alkohol, narkotyki, młodzieńcze wybryki, jazda po pijanemu. Z tych rozmów kpt. Muszyńskiego wyłania się statystyczny obraz ostatniego wcielenia. Na pierwszy rzut oka poborowi są bardziej cherlawi niż kiedyś, ale tak samo słabo wykształceni. Z 237 szeregowych na palcach jednej ręki można policzyć tych z maturą. Z wykształceniem podstawowym jest 95, a z zawodowym 60. Z rodzin alkoholików jest 15. 13 deklaruje nadużywanie alkoholu, 22 zażywało narkotyki, 1 był już na odwyku. 6 jest po wcześniejszych próbach samobójczych, a 19 się chlastało (samouszkodzenia). Co czwarty szeregowy był karany sądownie. 16 żołnierzy zakwalifikowano od razu do grupy zwiększonego ryzyka, charakteryzującej się zaburzeniami osobowości, autoagresją, skłonnością do alkoholu i narkotyków. Ch...wo, ale jednakowo Na pytanie, jak przetrwać bezproblemowo w jednostce, młodzi żołnierze odpowiadają: nie wychylać się. To znaczy, że trzeba robić to, co wszyscy inni robią, i nie robić tego, czego nikt nie robi. Po wprowadzeniu 9-miesięcznej służby nie ma podziału na roczniki, na starych i młodych żołnierzy, więc znikła fala, nie ma kotów, rezerwistów, obcinki, pionowania wozów (czyli wywracania łóżek). W czasie pierwszych 21 dni tzw. szkolenia podstawowego żołnierz uczy się wszystkiego, co przyda się w służbie: musztry, czołgania, strzelania, biegania w masce p/gaz i w OP 1 (kombinezon ochronny, w wojsku zwany kondomem). Po przysiędze ma być łatwiej. Starsi żołnierze wiedzą, że poza opieką nad przydzielonym sprzętem i sprzątaniem jednostki niewiele się w wojsku robi. Czasem trafi się jakieś szkolenie lub pogadanka. I tak przelatuje te 9 miesięcy. Szeregowy Kasprzak jest kierowcą elektromechanikiem, więc już teraz wie, że będzie jeździł terenowym Honkerem i będzie za niego odpowiedzialny. Przynajmniej raz pojedzie na poligon. Ale dopiero wtedy, gdy zdobędzie w jednostce specjalizację. Zwykle wyjazd jest po 6 miesiącach służby. Na poligonie będzie mógł zobaczyć prawdziwe strzelanie z haubic i z czołgów. Starsi żołnierze mówią, że poligon przypomina obóz harcerski, bo też się mieszka w namiotach. Tylko więcej się śpi, bo nie ma co robić. No i wiadomo, że lepiej pod namiot jechać latem. Choć rezerwiści ostrzegają, że czasem wojsko jedzie na poligon zimą. Wtedy w namiocie jest chłodniej. Posłuchajcie, wy, cywile, jak to w wojsku służyć mile Pod koniec maja 2008 r. w polskim wojsku było 125 tys. żołnierzy, w większości zawodowych. Niezawodowi, czyli ci, którzy trafili z poboru, to tylko 48 tys. żołnierzy. Ostatni żołnierz z powszechnego poboru opuści armię we wrześniu 2009 r., ale już od stycznia 2009 r. rekrutowani będą tylko ochotnicy. Bo armia ma być całkowicie zawodowa, więc wojsko, po raz pierwszy od pół wieku, będzie musiało zachęcać i zabiegać o żołnierzy. Bo niełatwo będzie w ciągu roku znaleźć prawie 50 tys. nowych pracowników. Niech nikt się nie zdziwi, jak niespodziewanie, pierwszy raz w życiu, otrzyma życzenia z miejscowego WKU lub z jednostki, w której przed laty służył. W liście, oprócz życzeń, będzie zapewne informacja o możliwości zrobienia kariery wojskowej. Płk Piotr Chudzik, dowódca 10 Warszawskiego Pułku Samochodowego, zamierza złożyć taką ofertę pracy 1500 byłym żołnierzom. Liczy, że z 10 proc. na nią odpowie. – Namawiam ich do służby i zakładam, że to oni właśnie się do nas zgłoszą, bo wiedzą, co ich tu czeka. W listach do rezerwistów pułkownik pisze nie tylko o tym, że czeka na nich 50 etatów zawodowego szeregowego z pensją 2200 zł brutto (plus dodatki), bezpłatne wyżywienie i zakwaterowanie w internacie, ale też porusza temat atrakcyjnej lokalizacji dowództwa garnizonu, usytuowanego blisko Parku Łazienkowskiego. Zwraca uwagę na walory turystyczne służby (misje w Syrii, Libanie, Jugosławii, Iraku i Afganistanie), możliwości dalszej edukacji w szkole podoficerskiej i na to, że garnizonowi żołnierze-kierowcy jeżdżą dobrymi wozami, Oplami i Skodami. Płk Chudzik mówi, że z utęsknieniem oczekuje nadejścia czasu zawodowców. Obliczył, że żołnierz z powszechnego poboru, w czasie 9-miesięcznej służby, odliczając przepustki, obowiązkowe szkolenia i kursy, jest wykorzystywany w służbie ok. 150 dni. W efekcie po pięciu miesiącach odchodzi z pracy wyszkolony kierowca, a na jego miejsce przychodzi żółtodziób. Jedynym problemem w profesjonalizacji armii może być brak ochotników. Takich zagrożeń płk Chudzik w ogóle nie przewiduje.

miny w wojsku polskim